W okresie polskiego października 56 Tadeusz Mazowiecki zaczął współdziałać ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i w ten sposób stał się współtwórcą formacji, którą nazwano z czasem ruchem „Znak”. Jego główne postacie takie jak Jerzy Turowicz, Stanisław Stomma czy Stefan Kisielewski, byli o co najmniej pół pokolenia starsi od Tadeusza. Był nie tylko młodszy, ale miał też i inną biografię. Działalność w PAX-ie musiała działać w jakimś stopniu na jego niekorzyść, tym niemiej Mazowiecki umiał zyskać sobie zaufanie kolegów z Krakowa i zorganizować własne niewielkie środowisko, tworząc miesięcznik „Więź”, a następnie stać się ideowym liderem warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, formacji która miała odegrać nie małą rolę w najnowszej historii Polski.
Na ruch „Znak” składał się nie tylko „Tygodnik Powszechny”, miesięcznik „Znak” i „Więź”, małe, choć o burzliwej historii koło poselskie „Znak”, ale także początkowo liczne kluby inteligencji katolickiej. Na fali poluzowania politycznego w roku 1956 powstało ponad trzydzieści klubów, choć w niektórych wypadkach były to inicjatywy efemeryczne a i wkrótce wiele z nich władze zlikwidowały. W tak pojętym szeroko ruchu „Znak” były też nader różne żywioły i temperamenty polityczne.
Najbardziej widoczne było to w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej. Spośród tych KIK-ów, które się ostały w Krakowie, Wrocławiu, Toruniu i Poznaniu kllub warszawski był zdecydowanie największy. Liczył ponad trzy tysiące członków. Było to więc nie wcale nie małe środowisko i do tego bardzo sprawnie wewnętrznie zorganizowane.
Polityczny profil KiK trudny był do precyzyjnego określenia. Były w nim osoby i kręgi osób, które swoją działalność polityczną zaczynały jeszcze przed wojną lub czynne były zaraz po wojnie, a ich działalność przerwała stalinizacja. Byli to chrześcijańscy demokracji i działacze dawnej partii pracy Popiela, narodowi demokraci różnych zabarwień a także byli działacze najrozmaitszych drobniejszych ugrupowań i środowisk politycznych. Wiele z nich wyobrażało sobie, że „październik 56” stwarza okazję do powrotu do życia politycznego i odtwarzania znanych im form życia politycznego II Rzeczypospolitej. W gruncie powrót taki okazywał się niemożliwy.
I bardzo wielu tych działaczy znalazło się w Klubie Inteligencji Katolickiej, bowiem katolicyzm i Kościół wydawał się jedynym a zarazem szalenie istotnym wspólnym mianownikiem. W klubie było też wielu członków rodzin polskiej inteligencji, czasem ziemiaństwa a nawet arystokracji bez wyraźnego profilu politycznego ale z bardzo silnym zaangażowaniem obywatelskim. Była to więc znacząca część przedwojennej elity inteligenckiej i jej potomków, która ocalała z wojennej hekatomby. Władze wyraźnie nie doceniały potencjału tego środowiska i najpewniej wydawało się im, że zamknęli całą tą wyraźnie nie mającej sympatii do komunistycznego ustroju inteligencką menażerię w jakimś getcie. Jak się okazało getto to zyskało fantastyczną zdolność promieniowania na zewnątrz i stało się wyrazicielem szerokich narodowych dążeń. I ono też stało się politycznym zapleczem Tadeusza Mazowieckiego. Swoją na koniec niekwestionowaną pozycję zdobywał jednak bardzo powoli.
Jedną z istotnych dziedzin działalności Klubu były najrozmaitsze dyskusje i sesje dyskusyjne. Istotne miejsce miała w nich problematyka historyczna, będąca też często przykrywką dla dyskusji politycznych. Dyskusje te były niezwykle ciekawe, choć czasami, kogoś z mojego pokolenia mogły zaskakiwać. Starsi wówczas dla mnie panowie (rzadziej były to panie) spierali się z taką zawziętością o politykę w II RP, jakby miały to być spory o sprawy jak najbardziej aktualne. Pielęgnowanie przedwojennych tradycji politycznych rozumienia byłe w tych zgromadzeniach jako konieczny czynnik odzyskiwania niepodległości i pamięć historyczna miała być niczym twierdza broniąca przed atakami bolszewizmu. Zarazem byli to ludzie rozsądni i świadomi, że poza pewne ramy dyskusja w KIK nie może wykroczyć, bowiem byłoby to zagrożeniem jego egzystencji. Dla mnie spory te, choć niezwykle ciekawe i będące wspaniałą lekcją historii, były te nieco antykwaryczne. Mazowiecki, jako realista, który wyraźnie zakładał, że polityka w Polsce nie wróci już na stare koleiny i trzeba szukać dla niej nowych dróg, traktowany był też często przez owych wielbicieli tradycji jako konformista o nie dość jasnych politycznych poglądach. Zdarzało się też , że wypominano mu w takich czy innych sposób (czasem tylko gadaniem po kątach jego Pax-owską przeszłość). Jego obecność w sejmie wraz ze Stanisławem Stommą w ramach pięcioosobowego koła poselskiego Znak też budziła kontrowersje.
Mazowiecki uznawał jednak w tamtym czasie wyraźnie, że pospieszne działania polityczne polegające na budowie czy też odtwarzaniu tradycyjnych struktur politycznych skazane będą na nieskuteczność. Należy pamiętać, że choć XX zjazd KPZZR z „tajnym przemówieniem Chruszczowa” przyczyniał się do kompromitacji ruchu komunistycznego, to jednak nie widać było jeszcze jego wyraźnego kryzysu. To właśnie sowieci pierwsi wystrzeliwują w tamtym czasie pierwszego sztucznego satelitę, „sputnika”, a następnie pierwszego kosmonautę, co czyni wrażenie w całym świecie. Na Zachodzie wpływy komunizmu i marksizmu pozostawały wciąż bardzo znaczące.
Tematem niemal numer jeden wielkich debat publicznych, nie tylko w Polsce, była konkurencja marksizmu i chrześcijaństwa. W tej właśnie atmosferze tezą Mazowieckiego i środowiska, jakie on kształtuje, jest stwierdzenie, że o przyszłości zadecyduje jakoś polskiej religijności. Trzeba najpierw wygrać długotrwałą ideową batalię z marksizmem. Polski katolicyzm może okazać się zwycięski w walce z ateizacją, którą propagują na wszelkie sposoby komuniści, jeśli będzie wysokiej próby intelektualnej. Przeglądając pierwsze numery „Więzi”, choć miesięcznik odróżnia się swym tonem całkowicie od oficjalnych wydawnictw, aż po połowę lat 60-tych nie można się tam dopatrzeć prób krytyki panującego ustroju. Dlatego Mazowiecki uchodzi wśród wielu nawet za kogoś o opcji lewicowej. Nie wydaje się jednak, że takie określenie go było trafione. Redaktor „Więzi” był przede wszystkim dalekowzrocznym politycznym pragmatykiem. Szukał takiej stanowiska, które umożliwiałoby polityczne działania.
„Wieź” nie idzie na żadną otwartą konfrontację. We wczesnych latach sześćdziesiątych jest tam ustanowiona wyraziście jedna tylko i zasadnicza linii frontu, jaką wyznacza konfrontacja katolicyzmu z marksizmem. Tadeusz Mazowiecki zdaje się w tamtym czasie przyjmować w dużej mierze poglądy „Tygodnika Powszechnego”. Wedle nich walka winna być zaplanowana na długi dystans. O konfrontacji z komunizmem zdecyduje nie frontalne starcie polityczne, ale kultura i zaplecze ideowe obu stron. Wielkim wydarzeniem, które utwierdzało Mazowieckiego w jego postawie był Sobór Watykański rozpoczęty w 1962 roku. Mazowiecki upatrywał w tym wielkiej szansy. Sobór miał czynić Kościół bardziej nowoczesnym, a przez to też silniejszym w konfrontacji z komunizmem. Prowadzona przez Mazowieckiego „Więź” piórami tak świetnych katolickich intelektualistów jak Stanisława Grabska i Anna Morawska poświęca się w ogromnej mierze komentowaniu obrad Soboru.
Trzeba zdać sobie sprawę z sytuacji końca lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych. Gomułka powoli ograniczał swobody, zdobyte przez społeczeństwo w epoce „polskiego października 56”, zmuszony był jednak do szukania kompromisów ze społeczeństwem. Nie było miejsca na partie polityczne, ale pozwalało to zaistnieć w przestrzeni publicznej środowiskom katolickie, co władze gotowe były a nawet w pewien sposób zmuszone były tolerować. Oznaczało to możliwość podtrzymanie istnienia jeszcze niezlikwidowanych KiK-ów oraz działania czasopism, w szczególności „Więzi”.
Pozycja Tadeusza Mazowieckiego w KIK rosła, ponieważ przekonywano się, że jego pragmatyczna postawa jest najzwyczajniej skuteczna. Ci, którzy wyobrażali sobie, że KIK może być odskocznią czy też początkiem szybkich i wielkich politycznych inicjatyw przekonywali się, że ich myślenia nie prowadzi do żadnych konkretnych rezultatów. Wszelkie inicjatywy partyjne rodzące się okresie października w istocie zamarły, bowiem nie było warunków do ich rozwoju. Kto żywił takie złudzenia musiał zamknąć się w jakimś wąskim prywatnym kręgu. Być może wielu żywiło złudzenia, że uczestniczą w ten sposób w jakiejś niby-konspiracji. W istocie z polityki w jakimkolwiek sensie byli wykluczeni. Na jakąkolwiek poważną konspirację w społeczeństwie tak niebywale ciężko doświadczonym wojną i stalinizmem też nie było miejsca.
Mazowiecki zaś zdobywał sobie zaufanie członków KIK, również tych wcześniej sceptycznych wobec niego osób, bowiem okazywało się, że umie być obecny w sferze publicznej, nie tracąc własnej samodzielnej pozycji. Nie mógł sobie pozwolić na wypowiadanie wszystkiego (na co mogli sobie pozwolić ci, którzy wyżywali się w sferze prywatnej) , ale też nie mówił niczego co by było nieautentyczne, co by pozbawiało własnego suwerennego stanowiska. Choć jego poglądy były zbliżone do „Tygodnika Powszechnego” Mazowiecki różnił się od przyjaciół z Krakowa tym, że był bardziej od nich zwierzęciem politycznym. Oni tkwić chcieli na pozycjach broniących polskiej kultury, tożsamości i polskiego katolicyzmu. Mazowiecki okazywał się z czasem coraz bardziej ofensywny, wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, by posunąć się o krok naprzód, by poszerzać zakres swobody w sferze publicznej. I to właśnie w Klubie coraz bardziej zauważano i czyniło go przywódcą tego, jakże ważnego dla Polski środowiska.